Tuż koło Szczecina, po niemieckiej stronie granicy może powstać montownia Toyoty zatrudniająca 2 tys. osób. Niemcy chcą wsparcia naszego miasta i naszych pracowników. Według nieoficjalnych informacji, które podawane są przez niemieckie gazety, japońska Toyota szuka miejsca pod montownię samochodów gdzieś na terenie wschodnich landów. Taki wybór nie jest przypadkowy, bo inwestując na tych borykających się z wysokim bezrobocie terenach, może liczyć na sowitą pomoc publiczną.
Z przecieków wiadomo, że chodzi o montownię aut średniej i wysokiej klasy, m.in. Lexusów, luksusowej marki Toyoty. Japończycy szukają aż 200-hektarowej działki. W firmie pracę znalazłoby około 2 tys. osób.
O lokalizację tej inwestycji na swoim terenie ubiegają się m.in. trzy przygraniczne miasteczka położone około 30 km od Szczecina. Pasewalk, Anklam i Prenzlau podpisały już porozumienie o współpracy w celu zdobycia Toyoty. Ich głównym atutem, obok pomocy państwa, jest gotowa do wzięcia 220-hektarowa uzbrojona działka na rogatkach Pasewalku. Jest własnością gminy, nie jest wydzierżawiona, inwestor może ją nabyć od ręki.
Niemcy przyznają jednak, że sami nie dadzą rady. Chcą wsparcia Szczecina. Samorządowcy ogłosili to oficjalnie na wczorajszej konferencji prasowej w Pasewalku. - Podstawą naszej oferty dla Toyoty musi być zaangażowanie strony polskiej - stwierdził Rainer Dambach, burmistrz Pasewalku.
Po co Niemcom wsparcie Szczecina? Przede wszystkim ich małe miasteczka nie byłyby w stanie zapewnić odpowiedniej liczby pracowników. Z szacunkowych danych niemieckich urzędów pracy wynika, że są one w stanie zapewnić 700 ludzi. Pozostałe 1300 etatów zapełniliby Polacy.
Chodzi przede wszystkim o wykwalifikowane kadry wykształcone na szczecińskich uczelniach, a także tych, którzy pracują np. w Polmo.
Niemcy dostrzegają też inne atuty Szczecina. Przede wszystkim port, przez który można transportować gotowe auta statkami. To może być istotny argument, bo Japończycy z Toyoty przekonali się już, że transport kolejowy przynosi straty. 20 proc. szyb w samochodach jadących na kolejowych lorach z fabryki w czeskim Kolinie jest wybijanych przez wandali. Niemcy liczą też na to, że Toyotę skusi bliskie sąsiedztwo również japońskiej fabryki Bridgestone w Stargardzie.
Przygraniczna inwestycja Toyoty ma również swój polityczny wymiar. Niemcy poprosili o pomoc Jacka Piechotę, posła SLD, byłego ministra gospodarki, a obecnie kandydata na prezydenta miasta. Zaprosili go na wczorajszą konferencję prasową.
- Pan Piechota towarzyszył inwestycjom Toyoty w Polsce, liczymy na jego doświadczenie i kontakty - tłumaczył Rainer Dambach.
Za czasów rządów Piechoty Toyota wybudowała w Wałbrzychu fabrykę skrzyń biegów, a w Jelczu-Laskowicach silników wysokoprężnych. Poseł SLD wielokrotnie określał te inwestycje jako swój osobisty sukces. Wczoraj stwierdził, że kontaktował się już z przedstawicielami Toyoty w Polsce. Nie chciał jednak zdradzić szczegółów. Były minister zapowiada też spotkanie z władzami Szczecina i portu.
Piechota nie ukrywa, że zaangażowanie w pozyskanie Toyoty może mu bardzo pomóc w kampanii wyborczej.
- Owszem, sprawa Toyoty pojawiła się w dobrym momencie - przyznaje Piechota. - Cóż, w polityce trzeba mieć szczęście.
Nie wiadomo, kiedy Japończycy zdecydują o lokalizacji fabryki. Ci z Bridgestone szukali najlepszego miejsca pół roku. Pasewalk i sąsiednie miasteczka mają co najmniej trzech konkurentów: Brandenburg, Lipsk i Schwerin.
Andrzej Kraśnicki jr
Źródło: gazeta.pl |
